Gdy rozwijałam początkowo swój pomysł na Iluminatornię, kiedy powstała strona i określałam w słowach to co dla mnie ważne (w mojej pracy puttygen download , która jest moją pasją), napisałam: “Sztuka nie jest ekskluzywnym hobby dla wybranych. Jej oglądanie, malowanie i rozumienie jest jedną z głębszych potrzeb każdego człowieka Vigilix agent , a ja tworzę przestrzeń do jej zaspokojenia.”
Spotkania z niezwykłymi osobami, które biorą udział w mojej Akademii i warsztatach potwierdzają to moje przeczucie. Każdy kto zaczyna malować, bez względu na wyjściowy tzw. “talent” doświadcza poruszenia, zmian i przyjmuje, odkrywa nowy sposób widzenia siebie, swojego otoczenia, swojej sytuacji. Pogłębia też wrażliwość na odbiór sztuki.
Zastanawiam się jednak na ile samo spotkanie ze sztuką i obrazami, daje to doświadczenie zmiany, a na ile sprawia to wejście na ścieżkę własnej (choćby nawet początkowo nieporadnej) twórczości. Prace które powstają przerastają niejednokrotnie moje oczekiwania. W tym co proponuję w Iluminatornii punktem wyjścia jest zawsze artysta, mistrz z dawnej lub bliskiej epoki, który nam towarzyszy, ze swoim stylem, sposobem myślenia i widzenia. Ale potem jest już żywioł naszego doświadczania. Podprowadzanie pod rozumienie obrazów, ich budowy, koloru, walorowego podziału, dynamiki czy statyki wyrazu, linii, plam. I przeżycia, emocje które pojawiają się kiedy tworzymy.
Niedawno miałam spotkanie z długo niewidzianą koleżanką z klasy z Liceum Plastycznego, która zaprosiła mnie do prowadzonej przez siebie kawiarni CricoCafe w Cricotece. Spotkanie i rozmowa były bardzo ciekawe i zapowiedziały interesującą współpracę.
Rozglądałam się po tym miejscu, zafascynowana architekturą, ale nieco zdziwiona uśpioną aurą tej nowoczesnej przestrzeni. Myślałam o Kantorze, o jego odwadze, o jego pracy w teatrze ze zwyczajnymi ludźmi, których dobierał sobie do współpracy. O teatrze który urodził się wśród malarzy nie wśród aktorów. Myślałam o Marii Jaremiance, która robiła projekty scenograficzne jeszcze do teatru Cricot, a potem do Cricot 2, który założył Kantor.
Miałam dzięki temu cały tydzień zastanawiania się nad tym gdzie przebiega styk między tym, co w sztuce “wysokie” a tym co “niskie”. Kto chce i potrzebuje takiego oddzielenia i co dziś można zrobić, by budować przestrzeń spotkania, nie tyle dla koneserów i krytyków, ale dla każdej osoby, dla której spotkanie ze sztuką może okazać się zbawienne. Pod warunkiem…
…pod warunkiem, że sztuka przestanie być traktowana nabożnie, jak msza w Kościele, jak kazanie księdza, z którym nie ma dyskusji na żywo (a szkoda!)…
…pod warunkiem, że artysta ze wszystkim swoimi umiejętnościami, nie będzie się izolował, tworzył w oderwaniu do odbiorców…
Czytałam też niedawno artykuł o nowoczesnej krytyce artystycznej, o krytykach, którzy już nie mogą komentować sztuki z pozycji “wiem lepiej”, ponieważ sztuka przez nowe media i społecznościowy przepływ informacji dociera wreszcie innymi kanałami do każdej osoby.
Oczywiście problemem może być, kto jest dziś przygotowanych do odbioru sztuki i jej rozumienia. Jak wiele osób ma wrażliwość, która pozwala im zauważyć czym jest obraz. Dlatego najważniejszą dziś sprawą jest zbliżenie sztuki i zwyczajnego odbiorcy, także przez jego osobiste zaangażowanie w tworzenie. Kto sam zaczął malować ten lepiej rozumie czym jest obraz. I przede wszystkim zmienia swoje życie pod wpływem odbieranej i tworzonej sztuki. Doświadczam tego wiele razy pracując w ten sposób z ludźmi.
Jestem przekonana, że malowanie to budowanie mostów, to zmiana mentalna, to emocjonalne spotkanie ze sobą i z tym co ważne w sercu, w życiu. Chciałabym rozmalować każdego, by każdy kto chce mógł wymalować siebie, swoje problemy, swoje życie. By obraz mówił, zmieniał, wpływał na tego kto go maluje i tego kto go ogląda.
Wiele, bardzo wiele można się nauczyć gdy się zaczyna od zera. Nie trzeba umieć czegoś specjalnego, by wziąć pędzel, papier i zacząć tworzyć. Oczywiście jest cała kwestia “profesjonalizmu” w malowaniu, tworzeniu. Dlatego trzeba uczyć się od mistrzów sztuki, malarzy dawnych epok czy całkiem współczesnych i dać się poprowadzić komuś, kto zna się na sztuce i na człowieku. Koniecznie te dwie cechy razem!
Chciałabym by tzw. “sztuka wysoka” nie była rozumiana tylko przez elitarne środowiska. By była odbierana i by stawała się inspiracją powszechną.
Marzy mi się przestrzeń spotkania między artystami, a ludźmi którzy artystami zawodowo nie będą (albo czemu nie ;)), ale chcą tworzyć, zachwycać się zmieniać podczas procesu twórczego.
Hmmm… Marzy mi się przestrzeń takiego spotkania? Ależ przecież ja ją właśnie tworzę :-).
Zobacz, co można razem ze mną w tym roku:
Katarzyna Bruzda-Lecyk
3 lipca 2015 o 12:57Hej, dzięki Nadia. Cieszę się ze podobnie myślimy. Trzeba robić co się da. 🙂
Nadia
3 lipca 2015 o 12:17Kasiu, poruszyłaś ważną kwestię – dziękuję. Mam podobne odczucia w doświadczeniu instytucji, które chcą kształcić, czy też promować wiedzę o sztuce, zawsze przeszkadzała mi ta potrzeba izolacji i atmosfera nabożności i pewien rodzaj próby onieśmielania widza. To się zmienia oczywiście w dobrym kierunku i ”zwiedzanie”, bądź ”uczęszczanie” szczęśliwie przeobraża się w doświadczenie i interakcję, bo tylko tak mam wrażenie dziś można dotrzeć do odbiorcy. Muzea i inne instytucje czują to na szczęście, co widać po tym jak wystawy klasyczne zmieniają się w interaktywny koncept. Zatem coś się zmienia, tylko co z tym kształceniem, co z tym pobudzaniem kreatywności już w początkach nauczania, dokładnie wtedy, gdy mamy tak wiele do namalowania, a w odpowiedzi dostajemy łatki i etykietki? Sama dobrze wiesz ile potem pracy jest przy odczarowywaniu tych starych przekonań. Zgadzam się ze wszystkim co piszesz, sztuce potrzebny jest dialog, sztuka ”wysoka” powinna rozluźnić tyłek – za przeproszeniem – i pozwolić ludziom tworzyć dla samego aktu tworzenia, bez zbędnego poczucia zagrożenia i potrzeby kategoryzowania! A tak! Dobrego dnia – Nadia.