Za dwa dni lecę do Nowego Jorku. A w zasadzie już jutro. Jestem ogromnie podekscytowana tą perspektywą i choć niewiele miałam czasu na przygotowania, to szczególnie od kilku dni zbieram dodatkowe informacje i wyobrażam sobie to niezwykłe miejsce.
Poprosiłam na facebooku moich znajomych o wskazanie miejsc, które dobrze jest zobaczyć, ale niekoniecznie tych oczywistych. No i sypnęły się odpowiedzi. Każda osoba dodawała coś nowego, a ja podążałam za opisami wyobrażając sobie te wszystkie miejsca, które za chwilę zobaczę po raz pierwszy, zupełnie jakbym tam już była. Wielka jest siła fantazji!
No i do tego przypomniało mi się zdjęcie które wiele lat temu zawiesiłam u siebie w mieszkaniu przedstawiające najstarszą część Manhattanu. Jak bardzo wtedy chciałam się tam znaleźć!
Oczywiście, jednym z powodów dla których chcę odwiedzić to Miasto, są muzea i galerie sztuki. Zrobiłam wirtualną podróż po MoMA i Muzeum Guggenheima (no i też po The Metropolitan Museum of Art), i trafiłam na kilku malarzy bardzo intrygujących. Oczywiście są tam wielcy, znani i znakomici. Ale też interesują mnie Ci najnowsi, malujący teraz, ale już bardzo uznani.
Oglądam te obrazy i fascynuje mnie ich bezpretensjonalność, świeżość, i coś takiego co widzę… (uwaga!) w pracach osób tworzących podczas zajęć w Iluminatornii, które malują często robiąc to po raz pierwszy od dzieciństwa. Intuicja, wrażliwość, siła ekspresji, prostota, czasem nieporadność działająca jako antidotum “maniery”. Czasem już bardziej rozwinięty dar, talent ukazujący się w trafnym ujęciu, ciekawym rozwiązaniu kompozycji i odwagi koloru.
Wiem, że zazwyczaj u tych osób zaczynających malować, odgrywa sporą rolę przypadek, ale nieraz znakomicie sobie z nim radzą, rozwijając umiejętność kreowania. Nie malujemy “ładnie”, “zgrabnie”, nie tworzymy “pięknych” prac i nie “uczymy się rysować prostych linii” ;). To są zajęcia podczas których, często rozwiązujemy rzeczywiście trudne zadania plastyczne i emocjonalne, i przynosi to różne dodatkowe emocje: czasem świetną zabawę, a czasem frustrację.
Myślę o tym, jak jedni mają się do drugich (Ci moi wybrani artyści z MoMA i uczestnicy Akademii), ale moje wyczucie mówi mi, że Ci artyści znani, cenieni, dotykają w swoim malarstwie najprostszych emocji i ubierają je w bezpośrednią stylistykę, dotykają, może nawet uderzają estetyką prostolinijną. W pewnym sensie podobnie, w niektórych aspektach, tworzą uczestnicy Iluminatornii: odważnie, z pomysłem, ze świeżością, z naturalnością i fantazją.
Ci uznani i znani oczywiście poruszają się w tym co tworzą w sposób przemyślany i mają za sobą drogę artystycznych doświadczeń. Są świadomi swoich wyborów i tworzą wypowiadając się z odwagą i swoistym kunsztem.
Laura Owens maluje bogato, hojnie, duże formaty robią wrażenie. I kolor, mocny, nasycony, przenikające się formy biologiczne z rytmami kratek i kół. To tylko jedna część działań tej artystki tworzącej także różnorakie instalacje, kolaże, gdzie motywem są rośliny, zwierzęta, żywioły, historie ludzi opowiedziane przez historie przedmiotów.
[nggallery id=27]
Josh Smith używa różnych środków wypowiedzi malarskiej, od swobodnej plamy z gestu, monochromatycznie i barwnie, przez obrazy z wymalowanym (swoim) nazwiskiem i innymi słowami, aż po przewrotnie użytą konwencję kiczu. Wydaje się to dziecięcą igraszką na płótnie, jednak siła tkwi w świadomości i swobodzie poruszania się w przestrzeni plastycznej.
[nggallery id=28]
No właśnie, pojawia się temat kiczu. Obiecałam Mai Pelc (cześć Maja!), że napiszę o kiczu. Kiedyś wiele o nim rozmyślałam, głównie w kontekście sztuki sakralnej, potem doszłam do wniosku, że wolę zajmować się dobrą sztuką a nie kiczem, ale trochę trudno rozdzielić jedno od drugiego, zwłaszcza dziś w czasach kiedy kultura masowa narzuca standardy (quasi)estetyczne. I kiedy jedno o drugie tak często się ociera.
Dziś chciałam pisać o kiczu ponieważ pomiędzy malarską niemal dziecięcą świeżością Putty portable download heise , prostotą i bezpośredniością a kiczem, jest granica wyglądająca jak naoliwiona pochylnia. Jeden krok – i z intuicyjnego poruszania się na płótnie czy papierze – można ześlizgnąć się w kiczowatą sentymentalną nieumiejętność. Sama bardzo popieram otwieranie się na proces malarski, malowanie z ciała i emocji. Nota bene tak też malował Pollock, inspirując się odkryciami jungowskich pojęć i teorii. Ale nie popieram banalnych rozwiązań plastycznych.
Dlatego chcę pokazać prace właśnie tych artystów z MoMA. Dla zachęty. Można być szczerym, wypowiadając się z gestem, działając mocnym kolorem, ubierając emocje w formę i kolor.
Ty też możesz wyrażać siebie puttygen download , swój świat, w sposób bezpośredni i prosty. Mocny i ekspresyjny. Nie popadając w banał, ani sentymentalny kicz.
Zadanie dla Ciebie: Spróbuj stworzyć jedną pracę inspirując się malarstwem Laury Owen, w której użyjesz podobnie jak ona zadrukowanych gazet łącząc je z malarstwem. Albo stwórz cykl prac z gestu, obrazujących różne emocje, malowanych jak prace Smitha.
A kiedy Ty będziesz malować prace inspirowane tymi ciekawymi artystami, ja będę wpatrywać się w obrazy i smakować Nowy Jork. Jestem przekonana, że ta podróż wiele wniesie w moje spojrzeniu na tworzenie moje własne i osób Vigilix customer service , którym towarzyszę w ich drodze spotkań ze sztuką.
I opowiem co widziałam jak tylko wrócę!
Katarzyna Bruzda-Lecyk
19 marca 2015 o 16:28Mariola, cieszę się że dobrze Ci się czytało i znów ciekawe pytanie. Jak najbardziej mogą emocje. Może też ciężar ciała, potrzeba określonego ruchu. Albo chęć uzyskania szczególnego kształtu plam na płótnie podpowiada gest. Malowanie z gestu, to branie rozmachu, szybkie decyzje i oglądanie tego co powstało. 🙂
Katarzyna Bruzda-Lecyk
19 marca 2015 o 16:25Sylwio, malowanie kwiatów jest pretekstem dla obrazu! Obraz jest arbitralny w stosunku do rzeczywistości. Obraz nie musi się usprawiedliwiać, nie musi być “podobny”. Malowanie to stwarzanie nowych światów. Można więc malować kwiaty, interpretując je, tak by stworzyć coś odkrywczego, nowego. Jakby opowiedzieć o kwiatach (tych właśnie) całkiem innym językiem, i pokazać coś czego jeszcze nikt o kwiatach nie wie ;-). Zanim się wykształci swój styl poszukiwań, trzeba ćwiczyć, malować, obserwować, poznawać. Artysta robi “zapiski” szkicując, robiąc prace studyjne, malując z wyobraźni. Ale tą wyobraźnię musi karmić oglądaniem, obserwowaniem, malowaniem.
mariola
19 marca 2015 o 11:52Super tekst, zresztą jak zwykle! Kasiu możesz mi bliżej coś powiedzieć o “pracach z gestu”. Czy to znaczy,że emocje mają prowadzić rękę w nieokreślonych kształtach?
Sylwia
19 marca 2015 o 10:26To jeszcze dorzucę. Bo jeśli np. chcę namalować powiedzmy… kwiat. Stoi przede mną w dzbanku. I nie chcę realistycznego, bo i po co – lepiej pstryknąć fotkę. No i rzecz jasna nie chcę kiczu 🙂 Ma być dla mnie inspiracją i punktem wyjścia. Ale jak zobaczyć go inaczej ? Jak wygenerować w sobie obraz tego, co ma powstać – bo przecież widzę różę na przykład. Bardzo konkretną. Czy malarz powinien mieć wizję tego, co chce uzyskać, czy ta wizja powstaje w trakcie? Efekt zamierzony czy przypadkowy? Świadome działanie czy zaskoczenie? 😉
Katarzyna Bruzda-Lecyk
19 marca 2015 o 09:42Sylwio, ależ fantastyczne pytanie! Na szybko teraz, kiedyś napiszę o tym więcej: wszystkie “nierealne” kształty, o których piszesz, mogą pochodzić także z natury, z inspiracji nią, albo z inspiracji sztuką innych. Tak, to chodzi o myślenie przed w trakcie i po malowaniu o formie obrazu bardziej niż treści. Ale jak nieraz mówiłam podczas naszych spotkań: “abstrakcyjna” forma obrazu jest w każdym także realistycznym obrazie. I przywołam Maurice’a Denis’a: “Pamiętać, że obraz zanim stanie się koniem bitewnym, nagą kobietą lub jakąkolwiek inną anegdotą, jest przede wszystkim powierzchnią płaską pokrytą farbami w określonym porządku. (M. Denis, Definicja neotradycjonalizmu). Malowanie “czegoś” ma jak najbardziej sens, skupione badanie świata, analiza, studium. I malowanie “tematu”, “czegoś co coś przypomina” jak najbardziej. Jednak, gdy mówię podczas zajęć o tym że chcę Was odkleić od anegdotycznego sposoby patrzenia na obraz, to właśnie chodzi mi o to spojrzenie o którym pisze Denis: “zanim”. Budowanie tematu w obrazie zaczyna się od tworzenia formy, ale jak najbardziej temat, przedmiot może być ważnym i ciekawym punktem wyjścia i dojścia. Och Sylwia :-), napiszę niebawem o tym więcej.
Sylwia
19 marca 2015 o 08:33Mam to szczęście uczestniczyć w zajęciach Akademii 🙂 Ale mam pytanie, które nie daje mi spokoju. Na kiedyś, bo teraz życzę Ci Kasiu wspaniałej podroży 🙂 Jak odkleić się od realistycznego spojrzenia na świat? Od próby mniej lub bardziej udolnego odwzorowywania? Nawet od swoich wyobrażeń, które jednak budowane są z “normalnego” postrzegania rzeczywistości? Kiedy w głowie nie ma fantazyjnych kształtów, nierealnych kolorów, niesamowitych, prawie że psychodelicznych wizji? Czy to wymaga świadomego podejmowania decyzji przed, w trakcie malowania? Dobierania środków plastycznych? Plastycznego myślenie bardziej o formie niż treści? Bo czasem jednak chciałoby się namalować “coś” 😉