Dwa. Inspiruj się dobrą sztuką, zacznij od oglądania znakomitych obrazów na reprodukcjach w albumach ze sztuką, zaglądaj do muzeów z malarstwem, gdy tylko masz okazję.

tmp_e504f2071717ff8b16165b94ce25395d

fot. Musee d’Orsay

To o czym dziś napiszę, jest jednym z tych tematów, które uważam za najważniejsze w kontekście malowania, poznawania sztuki i wpływu sztuki na życie.

Zacznę od osobistego wspomnienia. Jako dziecko przyzwyczajona byłam do obecności obrazów w rodzinnym domu i opatrzona z samym malowaniem. Pamiętam, że zarówno obrazy, które malował mój tato, jak i poruszanie pędzlem, kładzenie warstw kolorów, na uprzednio przygotowany grunt i podmalówkę robiły na mnie duże wrażenie. Sporo jednak czasu minęło zanim stało się to moją pasją. Owszem, rysowałam trochę, tworzyłam spontanicznie, jak zwykle dzieci, malując pisakami, a potem, później już, będąc nastolatką, próbowałam kłaść kolory i tworzyć kształty pastelami. To była moja pierwsza fascynacja techniką malarską. Mniej więcej w tym samym czasie dokonałam ważnego odkrycia.

W naszym domu, mój tato, gromadził niemieckie pisma o sztuce z kolorowymi reprodukcjami. W tych magazynach przedstawiane były obrazy z różnych epok i stylów, od wysokiej sztuki aż po mniej wartościowe prace, przedstawiane jednak jako obrazy o wartości kolekcjonerskiej. Pamiętam, że fascynowały mnie jako dziecko, typowe “ładne widoczki”, kolorowe, z namalowaną każdą niemal trawką i liściem, ze zwierzętami w lesie, na łące, które pokazane były “jak żywe”.

Ten etap jednak minął, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam rzeźbę Madonny z Krużlowej. Nie zapomnę mojej fascynacji niezrozumiałym dla mnie wówczas pięknem, która łączyła się z dziwnym odpychaniem od czegoś co wydawało mi się wtedy na swój sposób brzydkie i ale też tajemniczo pociągające.

Tak zrodziła się fascynacja pięknem nie do podrobienia, pięknem jakby nie z tej ziemi, zachwyt sztuką pełną harmonii, ekspresji, koloru phone 8582562535 , pomysłów.

Nieco wcześniej, w tym mniej więcej okresie, mój tato zabrał mnie do Muzeum w Sukiennicach. Oniemiałam z wrażenia oglądając Podkowińskiego, Siemiradzkiego i Ajdukiewicza! Oczywiście nie znałam jeszcze wtedy tych nazwisk, ale obrazy głęboko poruszyły moją wyobraźnię.

Kiedy poszłam do Liceum Plastycznego, były to czasy kiedy nie było jeszcze szans na wyjazdy za granicę. Dowiadywaliśmy się o obrazach z podręczników i albumów. Każda reprodukcja przyciągała uwagę. Sztuka dawnych mistrzów już do mnie przemawiała. Ale także wtedy, dzięki wspaniałym lekcjom jednego z profesorów z historii sztuki zrozumiałam czym jest sztuka współczesna. Krótko mówiąc, niewiele zrozumiałam ;), ale wiedziałam jedno: ci malarze mieli swoje powody, by tak malować. To było odkrycie. Nie był to przypadek, lecz świadome wybory malarskie.

O wyjeździe za granicę, do muzeum mogłam tylko pomarzyć… W końcu jednak udało się. Najpierw Rzym. Niewiele pamiętam. Szczerze mówiąc byłam wtedy nastolacko zakochana i nic innego nie miałam w głowie (ani nawet nie miałam ochoty chodzić po Rzymie). Ale przez Muzeum Watykańskie nie sposób przejść obojętenie. Stanze Rafaela przykuły moją uwagę głównie dzięki tłumionym okrzykom rodziców: “to przecież Rafael, to przecież są Stanze Rafaela”. Zresztą tak było na każdym kroku. To co moi rodzice, architekci, znali z podręczników architektury i sztuki, co chwila objawiało nam się na żywo. “Il Gesu!”, “Santa Maria Maggiore!”, “Leonardo da Vinci!”. Widziałam absolutną fascynację i zachwyt na ich twarzach.

Byłam nieco starsza puttygen , gdzieś na studiach. Pojechałam do Paryża. Chwila w której zobaczyłam pierwszy raz obraz Van Gogha była dojmująca. Ponad głowami, między ramionami oglądających, dopadł mnie granatowy, ciepły i gęsty mrok ulicy, rozświetlonej gwiazdami i latarniami. Niewielki obraz namalowany przez wizjonera wirował w mojej głowie. Rozpłakałam się.

Drugi raz płakałam w Kaplicy Scrovegnich w Padwie oglądając Giotta. Wzruszenie, że widzę to. I że piękno potrafi dopaść jakby niewidzialnie..

Teraz wiele i często odwiedzam muzea, galerie, korzystam z każdej okazji. To jest moja prawdziwa miłość.

Dziś jestem w Monachium. Od dawna czekałam na tą okazję, żeby znów zobaczyć obrazy w Pinakotece i Muzeum Sztuki Współczesnej. Oglądałam dziś Kandynskiego, Picassa, Braqu’a. Tym razem poruszyły mnie obrazy surrealistów, Rene Magritta i Giorgio de Chirico. Znów, na nowo, przykuł moją uwagę Francis Bacon, ze swoim mięsistym malarstwem.

Wzruszyli mnie i wybili mnie ze schematów myślenia i widzenia. Malarze i ich obrazy. Często świeże, odkrywcze. Pokazujące geniusz i zwyczajność malarskiej pracy.

A teraz, na koniec mam coś wyjątkowego.

Niedawno byłam z grupą Iluminatornii w Toskanii, oglądaliśmy razem obrazy we Florencji, i malowaliśmy. Zaczęliśmy naszą pracę od mandali początku, gdzie inspiracją do malowania kręgu miał być toskański krajobraz. Bo nie chodzi o samo oglądanie sztuki. Najlepiej się ją ogląda jeśli ma się choć odrobinę własnego doświadczenia malowania. Chodzi o inspirację dla samego siebie, o zmiany we własnym życiu dzięki spotkaniu z obrazami.

Jedną z tych namalowanych mandal chcę pokazać. Stworzył ją Jerzy (który początkowo chciał w Toskanii tylko pisać i odpoczywać, ale jednak malował i rysował).

Po namalowaniu Jerzy opowiedział nam co namalował na swoim obrazie-kręgu.

Jerzy i mandala

fot. Aneta Uranek. Jerzy Mischke namalował mandalę i czyta Vetulaniego.

A to co powiedział Jerzy (oraz napisał specjalnie na moją prośbę) :

Moja mandala to obraz życia i losu.

Gdy rodzi się człowiek, jego los jego jest jeszcze nieznany. Ma otwarte wszystkie drogi – każda innego koloru. Drogi przenikają się, plączą, zmieniają kolory, by w końcu jedna z nich mogła dać początek dorosłości. Koło mandali staje się jednak mniejsze, a wybory bardziej ograniczone. To koło ma kolor ognia, stąd widać rozbłyski marzeń, fascynacji, miłości, upadków i lotów. Ogień życia szybko się jednak wypala. Koło przybiera kolor rozczarowania. Zawsze jednak możliwe jest pojawienie się koloru słońca – nadzieja na coś, co mogło się nie przytrafić. Powrót miłości? Nadzieja na nowe? Słońce trwa jednak krótko, bo koło mandali staje się coraz mniejsze. Mniejsza jest energia marzeń i oczekiwań, słabsze uczucia. Los zmierza do ostatecznego końca. Mandala kurczy się do koła koloru smutku i tęsknoty.

I gdy miałem już kończyć malowanie, spostrzegłem, że moją mandalę otaczają inne – to osoby, z których każda dodawała jakiś piękny kolor do moich własnych kół życia. Ostatnia dodała czerwoną kropkę, która rozjaśnia koło smutku.”

Tak. Tak było. Tak jest ta historia…

I na sam koniec końca. Zadanie.

W najbliższym tygodniu zajrzyj do któregoś z pobliskich muzeów (do Narodowego w Krakowie lub Warszawie, do MOCAKu, do Muzeum Sztuki Współczesnej), idź i szukaj obrazów które przykują Twoją uwagę. Jakikolwiek będzie to obraz, zapamiętaj go, kolorystykę, kompozycję, jeśli chcesz szkicuj, zrób notatki, zapisz czyj to obraz.

Jeśli mieszkasz gdzieś gdzie nie ma w pobliżu muzeum lub galerii sztuki, znajdź swój ulubiony styl z historii malarstwa w jakimś albumie ze sztuką albo w internecie (ale szukaj znanej, dobrej sztuki). Może coś ze starożytności? Egipt, Grecja? Poszukaj. A może sztuka europejska średniowiecza albo renesansu? A może impresjonizm, albo sztuka XX wieku? Wybierz z tego jeden obraz.

Kiedy odnajdziesz już styl i obraz namaluj lub narysuj swoją wersję tego obrazu. Tak jakbyś to Ty go wymyśliła (wymyślił). Używaj dowolnych narzędzi. Możesz zrobić ksero z reprodukcji i zrobić kolaż (tnąc i zestawiając kawałki inaczej) domalowując, lub dorysowując, to co uważasz za słuszne.

Bądź w relacji, ze sobą, z malarzem, z obrazem, ze stylem. Praca może być dowolnej wielkości i wykonana dowolną techniką.

pozdrawiam Cię

Kasia


Jeśli interesują Cię połączenia między życiem a sztuką ZAPRASZAM.